poniedziałek, 8 października 2012

23:23

Jest godzina 23:23 poniedziałek 8 października 2012r. Moment kryzysu. Od dwóch godzin usiłuję zasnąć. Bezskutecznie. Przewracam się z boku na bok nie wiedząc gdzie się drapać, żeby przyniosło największą ulgę. Leże i staram się nie zwymiotować. Staram się uspokoić i oddychać powoli i głęboko. Znów zaczynam ziewać mimo to, że moje oczy są szeroko otwarte. Z głośników cicho sączy się muzyka. Raz drugi i trzeci próbuję przynieść sobie ulgę w bólu i swędzeniu. I tak leżąc tu dochodzę do w nisku, że nie umiem funkcjonować w normalnym środowisku. Wszystko mnie denerwuje i drażni... Kiedy ktoś mnie zdenerwuje a jest to bardzo łatwe czuję, że mam w sobie tyle siły żeby kogoś najzwyczajniej w świecie zabić. I wtedy ta moc wychodzi ze mnie w postaci łez silnych skurczy mięśni całego ciała lub w postaci wymiotów... Nie mam cierpliwości do ludzi, do nauki. Wszystko mnie drażni i rozprasza. Swędzenie doprowadza mnie do pasji i nie pozwala się skupić. I ciągle jedna myśl. Być gdzieś zupełnie indziej. Z ludźmi na których mi zależy i którzy mnie rozumieją. Co z tego, że właśnie "wyrzuciłam" z siebie złość w postaci tekstu skoro to i tak nie pomogło? Żołądek wykręca mi się na lewą stronę, mięśnie zaczynają się zaciskać... Już nawet nie ma łez.. Bo ile razy można wszystkim tłumaczyć, że nie można mi się denerwować bo to źle wpływa na mój stan zdrowia. Ile razy można wyjaśniać co ma żołądek do skóry i skąd mi się to wszystko wzięło. Jak często trzeba udowadniać swoją chorobę, żeby przestali sądzić że udaję? I w reszcie czy to musi być aż tak upokarzające? Czy wszyscy muszą na to patrzeć? Dlaczego zachciało im się dobijać mnie w najgorszym momencie..?


"Chciałabym teraz cichutko wkraść się pod kołdrę i wtulić w twoje ramiona. Usnąć ze świadomością, że nie muszę Ci nic tłumaczyć..."

Dobijcie mnie proszę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz